Forum
¤
Forum Zakon Andramelacha Strona Główna
¤
Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤
Zobacz swoje posty
¤
Zobacz posty bez odpowiedzi
Zakon Andramelacha
Forum Gildi Zakon Andramelacha na Shardzie Mysterious World
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Zakon Andramelacha Strona Główna
->
Opowiesci
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Naggarond
----------------
Karczma
Koszary
Malowidla
Opowiesci
Akademia
Wieści i ogloszenia
Brama Naggarond
Sojusznicy
----------------
Sojusznicy
Wojny
Nowosci
Zakon
----------------
Offtopic
Propozycje
Wyprawy
Opowiadania
*Klimatyczne propozycje dotyczace shardu*
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Lon
Wysłany: Pon 9:12, 18 Sie 2008 Temat postu:
Hmmm no sliczne ;]
Modar
Wysłany: Pon 0:43, 18 Sie 2008 Temat postu:
hahaha mocne zakonczenie
. Bardzo lubie naturalistyczne opisy , a szczegolnie te przedstawiajace bohaterow opowiadania i napotkane przez nich osoby. Nie ma tu dzielnych rycerzykow tylko prosty zbir i jego krotka opowiesc.
Gość
Wysłany: Nie 23:04, 17 Sie 2008 Temat postu: Historia pewnego najemnego zbira
Osobiscie wiem ze nie jest to jakis rarytas, ale chetnie zamieszcze
To był kolejny nudny dzień, dzień podróży, którą odbywałem już od miesiąca. A wokół tylko las i las. Można nabawić się jakiś fobii, gdy idzie się samemu taki kawał drogi i nie ma nawet do kogo otworzyć gęby. A ze swoim koniem przecież gadał nie będę. No, ale w końcu dziś dotarłem do miasta, bramy Britain, stolicy stały przede mną otworem. Problem był teraz tylko jeden. Oczywiście moja sakwa ze złotem znów zaczyna pustoszeć, więc będę się musiał rozglądnąć za jakąś robotą. W końcu jestem najemnikiem, na pewno ktoś potrzebuje mojego toporzyska żeby wyrównać z kimś rachunki jak to było z Grubą Jagną. Ah, śmiać mi się teraz chce, gdy przypominam sobie jak błagała mnie o litość, że spłaci dług, tylko karczma teraz kiepsko prosperuje, że ona ma dzieci na utrzymaniu, że sama, że wdowa. No, ale było zlecenie, karczmę sprzedano spłacając jej długi, których naciągnęła ile tylko była w stanie.
Ale nie czas teraz na wspominanie Grubej Jagny. Zdecydowanie ciekawszą przygodą była wyprawa na bazyliszka, gdy zabraliśmy tego młodego głupiego rycerzyka w przepięknej lśniącej zbroi. Sam nie wiem po dziś dzień, co on próbował udowodnić tym swoim czynem, ale skończył tak jak inne stojące tam posągi kamienne. Chyba nie słuchał starego mądrego maga, gdy mówił nam, że nie wolno patrzeć bazyliszkowi prosto w oczy. No, ale jak miał słuchać, jak jego myśli były zajęte jak wychędożyć córkę od maga. No fakt, była ładna i miała całkiem niezłe walory. Aż strach pomyśleć, co kobieta z takimi piersiami i udami potrafiła by w łóżku. No, ale się udało młodemu, ulżył se młody w nocy, tyle że parę godzin później ozdabiał wnętrze tej przeklętej jaskini jako posąg. Ale tak to jest z młodymi i głupimi rycerzykami. A dziewka też głupia, bo gadali w karczmach, że ją ojciec wydziedziczył z rodziny, bo ma bachora. Takie nie wyżyte babsko.
No, ale teraz stoję tutaj na tym drewnianym moście a ten przygłup strażnik gapi się na mnie jakbym był cesarzem samego Tokuno. Przywitałem się grzecznie, ale nawet nic nie powiedział. Durna straż. Dobra, dobra… teraz jeszcze gdzie jest stajnia i miejsce gdzie można kupić jakiś napitek i strawę, bo mnie już suszy od tej podróży.
O! napatoczył się jakiś obwieś.
„Ej, Ty w tej głupiej niebieskiej czapce. Gdzie mogę swojego konia odprowadzić i znaleźć jakieś łoże i co w gębę wsadzić” – zapytałem grzecznie.
Ten się oburzył, coś tam pieprzył o sztuce o jakiś obrazach. Że się nie znam, śmierdzę i jakieś tam brednie. No, może i nie goliłem swojej brody przez jakiś czas, ale myłem się przecież ze dwa tygodnie temu w tym strumieniu co znalazłem utopionego wieśniaka. Biedaczek się utopił z sztyletem w plecach. To naprawdę smutna śmierć. No, ale wracając do tego pajaca w niebieskiej czapce, to w końcu pokazał mi to o co pytałem.
Zostawiłem swego konia na noc w stajni i zdarli ze mnie całe 46 sztuki złota. Normalna kradzież w biały dzień. Toż to człowiek musi jeść, gdzie spać. Bym wiedział wcześniej to bym nawet się nie wybierał do tego śmierdzącego miasta. Pełno tutaj jakiś błaznów co chodzą wystrojeni jakby nie wiadomo co było za święto. No, ale nic. Idę do karczmy… tam na pewno się czegoś napije, bo ile można bez porządnej gorzały zyć. No i tak idę idę a tu bah, patrze fryzjer.
„E, co mi szkodzi” – pomyślałem otwierając drewniane drzwi. No… i to był błąd mego życia cholera jasna. Wyglądam teraz jak te pajace na zewnątrz. Ale czego nie robi się dla mody. Też coś tam ględził, że niby jakaś uroczystość jest, że święto. Ale kto by tam słuchał tych jego bredni.
I w końcu dotarłem do ostatecznego celu mej podróży. Szynku w karczmie pod złamanym groszem. Nie wiem, który z tych geniuszy wymyśla te nazwy, ale ta wydała mi się szczególnie idiotyczna, szczególnie gdy dowiedziałem się jakie sobie tutaj dyktują ceny.
Nie ma innej możliwości jak tylko rozejrzeć się za jaką robotą, ale taką porządną. Przecież nie jestem żadnym bandziorem, który napada na karawany, czy samotnych podróżnych. No, może od czasu do czasu, jak zaczynam przymierać głodem. Ale dziś nie… o nie, to będzie porządna robota… jak tylko mnie znajdzie. Zaśmiałem się w duszy. Przecież taki szlachetny mąż jak ja nie będzie szukał pracy, sama mnie znajdzie. Przecież mam toporzysko i drewnianą tarcze i widać, że jestem najemnik.
No i tylko tak pomyślałem to od razu przysiadła się do mnie ta kobieta. Muszę przyznać, że wyglądała sobie całkiem nieźle. Wysoka, z dużymi piersiami i tak samo dużymi zielonymi oczami. Pociągam sobie piwo z mojego kufelka i tak patrzę na nią i te jej czerwone szatki z dużym dekoltem, takim, że prawie jej pępek było widać.
No i zaproponowała mi robotę. Ha! Mówiłem, że robota sama mnie znajdzie. Obgadaliśmy szczegóły, mówiła coś o plądrowaniu jakieś krypty koło jakiegoś miasta, którego nazwy nie mogłem zapamiętać. Na początku pomyślałem, że plądrować to się nie godzi, że to kradzież, ale uspokoiła mnie, że wszystko w imię nauki, że niby jakaś księga. A jakieś tam bzdury. Ważne, że cała reszta znaleźnego idzie do podziału między nas. Ta, między nas, bo nie miałem iść tam sam. Ale se myśle, przygoda i skarby, a ja już dużo przeszedłem. Nawet kiedyś widziałem smoka, tyle że z daleka. No, ale widziałem. Słuchałem jeszcze tej kobiety z dużymi piersiami, kończąc trzecie piwo, więc tak już trochę do mnie nie dochodziło o czym ona bredzi, ale zapamiętałem. Jutro o wschodzie słońca przed karczmą. I rzuciła mi kilka złotych monet na stół, niby jako zaliczka, żebym nie zapomniał. I dobrze, się wyspie. Będzie za co pokój wynająć i mordę sobie opłucze w misce. Ona tak samo jak z nikąd się pojawiła tak samo szybko zniknęła z karczmy. Wydawało mi się, że wstawałem od tego stolika i szedłem do karczmarza wynająć ten pokój, ale chyba mi się przysnęło na stoliku, bo obudziła mnie rano parszywa morda tego grubego karczmarza, który co chwila wycierał tłuste łapska do i tak już brudnego fartucha. I coś tam mówił, że się należy za nocleg w izbie. Mówię mu, że ja o niczym nie wiem, że mu się przyśniło coś, no ale w końcu mu dałem te parę monet bo mi chłop spokoju nie dawał a łeb mnie tak bolał, jakby mi kto młotem przez czerep trzepnął. Pozbierałem swoje rzeczy, mój wysłużony topór, którym zarabiałem na życie i tarcze, która nie raz ratowała moje życie. Ta, dobrze, że miałem tarcze przy sobie jak mnie wyrzucili z tej małej wsi i mnie wieśniacy obrzucali kamieniami. Miałem zabić poczwarę w jaskini. Mogli powiedzieć, że to ta druga jaskinia a w tej żyje poczciwy samotnik. Nie określili dokładnie, jaki problem. Więc poszedłem do jaskini i zatłukłem dziadka. Jak zobaczyli jego głowę w moim ręku i zaczęli strasznie przeklinać i rzucać we mnie kamieniami. Głupi wieśniacy.
No, tak… ale teraz stoję przed karczmą i znów podziwiam duże piersi kobiety z dużymi zielonymi oczami, która coś tam krzyczała, że już późno i że Drugh już odebrał mojego konia ze stajni. Popatrzyłem na krasnoluda, który niby zwał się Drugh. Zawsze mnie zastanawiało jak takie małe kreatury tak dobrze potrafią walczyć i to jeszcze młotem. No, ale ruszyliśmy. Ja, Drugh, kobieta z dużymi piersiami i jeszcze jeden jakiś młody elfik, który miał chyba jakaś wadę wymowy, bo tak śmiesznie skrzeczał. Boki zrywać.
Znów jechałem na koniu i gdzieś wędrowałem. A myślałem, że po miesiącu czy może nawet i dłużej w końcu będę mógł sobie siąść i posiedzieć na dupie parę dni. No, ale wyprawa żeby złupić jakiś grobowiec, znaczy znaleźć zaginioną księgę, to bardzo kusząca propozycja, dla takiego najemnika jak ja.
Podróż trwała parę dni. Podróż jak podróż. Nic ciekawego się nie działo, tylko już usiedzieć nie mogę od tego siodła. A teraz stoimy przed jakaś dziwną kryptą pośród jakiegoś dziwnego lasu. Osobiście bardzo ponura okolica. Ale nie ma czasu żeby zachwycać się urokami przyrody w tej chwili. Skarby czekają. Zabrałem się z krasnoludem za odsuwanie kamienia, który blokował wejście do grobowca. Ciężkie to cholerstwo muszę przyznać, ale dałem rade. W końcu taki silny i potężny człek jak ja nie dałby rady. Elfik rozpalał pochodnie i zacząłem schodzić po schodach w głąb. Wszędzie ciemno i mokro. Całość pokryta pajęczynami. Nienawidzę pająków, tych małych włochatych robali. Aż mnie ciarki przeszły. W końcu schody się skończyły. To co widzę raczej mnie nie zachwyca. Przed nami znajduje się korytarz, z którego raz po raz wychodzi inny korytarz, to w lewo to w prawo.
Na twarzy krasnoluda też ciężko było dostrzec jakiś wyraz zachwytu, no ale… idziemy. Bo nas ta wredna kobieta pogania. W czasie podróży zdążyłem zmienić zdanie na jej temat. Zdecydowanie nie jest piękną damą, tylko jędzą. Cały czas nas pogania.
Dobrze, że mam ta pochodnie, którą mogę sobie oświetlić drogę, przynajmniej widzę cos w najbliższej okolicy i czy to po czym stąpam to na pewno są kości czy też coś co zaraz chwyci mnie za nogę.
Ja osobiście zgubiłbym się w tym labiryncie, lecz w pewnym momencie słyszymy, że niby tu. Patrzę w lewo, no i są drzwi. Takie małe. I znów ktoś mi rozkazuje. Nie wytrzymam, już dłużej tego skrzeczącego głosu tej starej jędzy. Popchnąłem drzwi z całej siły odwracając się w stronę kobiety… a w sumie w stronę wielkiej jaszczurki, która przed chwilą jeszcze była kobietą. Tą, która teraz rozszarpywała krasnoluda stojąc na zwłokach elfa. Nie zostaje nic innego jak wiać przed siebie.
Westchnąłem tylko głośno na widok tego co zobaczyłem przed sobą. Wiedziałem kurwa, że to jest pułapka….
fora.pl
-
załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by
Twisted Galaxy
Regulamin