Forum Zakon Andramelacha Strona Główna
 Forum
¤  Forum Zakon Andramelacha Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
Zakon Andramelacha
Forum Gildi Zakon Andramelacha na Shardzie Mysterious World
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Smoczy wywar...

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zakon Andramelacha Strona Główna -> Opowiesci Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Smoczy wywar...
Autor Wiadomość
Modar
Mistrz Zakonu



Dołączył: 13 Mar 2007
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Czw 0:04, 08 Maj 2008    Temat postu: Smoczy wywar...
 
,,Vithss'' - zakłął szpetnie acrykaplan przerzucajac nerwowo kolejne strony starej pokrytej gruba warstwa kurzu ksiegi.
- Przeciez jakies 10 lat temu ja tu polozylem, pamietam dokladnie - mruknal do
siebie poczym zabral sie za przeszukiwanie swojej potezne debowej biblioteczki, pamietajacej jeszcze czasy gdy Britan bylo wioską.
Ahh tu jestes ! - Krzyknal donosnie spogladajac na spory tomik zdobiony oprawka ze smoczej skory. Jednym ruchem dloni spowodowal, iz ksiazka sfrunela zgrabnie prosto na jego wiecznie zagracone biurko.Stary czarodziej blyskawicznie poczal wertowac wiekowe karty ,,Wielkiej ksiegi katalizatorow''.
Po dluzszej chwili wstal energicznie i szybkim krokiem udal sie w strone drzwi wyjsciowych mamroczac cos o waznej misji. Po drodze minal stara sale zebran, a nastepnie drzwi do malego magazynu w ktorych katem oka dostrzegl draycona starajacego sie ukryc sporych gabaretow beczke piwa.
,,To juz trzeci raz w tym tygodniu, ze tez hierofaci sie tym nie zajma, bede go musial ukarac osobiscie...'' - pomyslal, a nastepnie wyszedl na podworze. Przystanal na chwile spogladajac z niesmakiem na zarzace slonce,poczym ruszyl w kierunku wielkiej swiatyni...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Czw 2:15, 08 Maj 2008    Temat postu:
 
Z pobliskiego drzewa blysnenly oczy....-No No! ciekawie bardzo ciekawie,Niech tylko staruszek odejdzie...Gdy tylko czarodziej zniknal za rogiem swiatyni,Vailerie calkiem zwinnie jak na krasnoda podeszla do Draycon.-Draycon! Draycon! Fenro Wola cie na gorzale! Drayconowi niemal natychmiast rozszerzyly sie oczy na slowo "Gorzala" zreszta nic dziwnego Fenro slynal swojej bogatej kolekcji alkocholi w zakurzonej piwnicy i niemal natycmiast wybiegl w strone domu Fenro.
Krasnoludzica zlowrogo smiejac sie pod nosem wziela jedna beczke piwa i poszla sobie w strone lasu.Idac w oddali szlyszala tylko straszliwe wolania zrospaczonego Draycona - NIECH JA KURWA SZLAG TRAFI.......



Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 2:17, 08 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Masterczułki
Moderator



Dołączył: 16 Mar 2007
Posty: 340
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: znienacka...
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:27, 08 Maj 2008    Temat postu:
 
Draycon byl znany w szeregach zakonu, jako wojownik, ktory nie lubi opuszczac miejsc treningu, a jak opuszczal, to tylko po to aby skopac tylek Ivorowi, a miedzy tymi dwoma rzeczami, lubil zakurzyc fajke z ziol Modara, lub wypic beczke piwa z towarzyszami... Lecz gdy zostal perfidnie wykiwany przez Vailerie- ktora to wiedziala, jak ów wojak, reaguje na kazdy alkohol (poza drogim winem, na ktore reagowal w sposob taki, iz pocil sie strasznie, po czym dostawal drgawek, i wymiotowal) postanowil nie meczyc sie dlugo, tylko pojsc po nastepna beczke ze swojej kryjowki, co niezwlocznie zrobil. Pozniej moczymorda owijajac beczke swoim ulubionym, czarnym kocykiem w rozowe miecze, tak aby Arcykaplan nie nabral przypadkiem podejrzen, choc i tak wiedzial ze nabierze jak go zobaczy ( Razz ), udal sie w strone lasu, i wsrod krzakow o'hii, lezac na swoim kocu, poczal delektowac sie jakze wspanialym zakonnym piwem, ktorego smak i tak juz dobrze znal, przy okazjii obserwujac Vail rownierz zaczela podkradac alkohole z zakonnych magazynow, majac przy tym nie maly ubaw, widzac krasnoludzice biegajaca w plytowej zbroi, w pozycji schylonej, z beczka pod pacha, raz co raz potykajaca sie, niemal o zdzbla trawy... -Ehh... Widac krasnoludy maja mocne glowy do alkoholu, jednak i te glowy maja swoje granice-zasmial sie cicho, po czym wlal w siebie kolejny kufel piwa...



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Masterczułki dnia Czw 11:29, 08 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Hauru
Stonka 2



Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:48, 08 Maj 2008    Temat postu:
 
Hauru nie interesowały alkohole, choć od czasu nie pogardził dużym kielichem napełnionym do pełna różowawą cieczą, jednak teraz nie w głowie mu było pić, nawet z przyjaciółmi, jako iż pochłonęła go do pełna schizofreniczna postać Arcykapłana, mamroczącego coś do siebie niewyraźnie.
Mało osób to wie, lecz młody czarodziej miał niezwykły zwyczaj a nawet można by to nazwać umiejętnością, aby zdawać się niewidocznym dla ludzkich oczu, od przypadku. Często zdarzało się, iż przesiadywał cały dzień w karczmie, po czym następnego skarżył się, iż nikt z nim nie zamienił słowa, mimo iż mijali go zakonnicy dosłownie na wyciągnięcie ręki. Tak i teraz pochłonięty ważnymi sprawami, Arcykapłan, minął biednego maga bez zwrócenia najmniejszej uwagi na owego.
Przez twarz Hauru przemknął tylko lekki uśmieszek, po czym podążając po śladach ruszył za nieświadomym niczego Arcykapłanem.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Modar
Mistrz Zakonu



Dołączył: 13 Mar 2007
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Czw 22:13, 08 Maj 2008    Temat postu:
 
Drzwi swiatyni otworzyly sie, postac wydajaca sie byc malenka niczym robak przy jej ogromie przemknela miedzy krzeslami kierujac sie na szczyt swiatyni. Delikatne promienie slonca przenikajace przez perfekcyjnie wykonane witraze, raz za razem muskaly twarz arcykaplana pnacego sie bo granitowych schodach. Cichy stukot debowej laski czarodzieja, a zarazem jego ,,trzeciej nogi'' odbijal sie od kazdej ze scian oraz kolumn niosac sie po calej budowli.
,,Uff, coz za ulga'' - chicho steknal modar, wspinajac sie na ostatni schodek. Spojrzawszy na olbrzymich rozmiarow mosiazny dzwon znajdujacy sie pare metrow przed nim usmiechnal sie lekko. Po chwili uniosl laske i skierowal ja w jego strone , druga reka dobyl woreczka z reagentami wyciagajac pare czarnych perel. Potok slow nie zrozumialych dla wiekszosci istot wydobyl sie z jego ust , a magiczna laska zadrzala emanuujac krwisto-czarnym kolorem. W mgnieniu oka fala energii z niesamowita predkoscia uderzyla w potezna klosz dzwonu.
W calym naggarond jelo sie slyszec sygnal, iz czas na zebranie.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Modar dnia Czw 22:14, 08 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Hauru
Stonka 2



Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:25, 09 Maj 2008    Temat postu:
 
Hauru przyglądał się kołyszącemu dzwonu, który oscylując raził zarazem swoim potężnym hukiem. „Ciekawe, o co tym razem chodzi” – pomyślał – „Dawno Katabas zebrania nie robił, czyżby upadek, a może znowu powstanie”.
Choć ostatnimi czasy młody mag nie uczestniczył ochoczo w życiu Zakonu starał się bacznie obserwować sytuacje, i jego instynkt mówił mu, iż coś niedługo się wydarzy i jak zwykle się nie mylił.
Arcykapłan zdawał się zawracać, a więc mag nie szczędząc czasu, aby nie zostać przyłapanym, wyruszył cichaczem do sali zebrań, od czasu zatrzymując się i sprawdzając czy pobożny ojczulek nie zawitał gdzieś po drodze bez jego wiedzy.
Nie wiedział, czemu lecz czuł, mimo iż Arcykapłan chroni, to także trzeba chronić Arcykapłana



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
acles
Stonka 2



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zwoleń/kielce

PostWysłany: Pon 23:26, 12 Maj 2008    Temat postu:
 
'Ostatnia - pomyślał. Patrzył bacznie na wielkiego żurawia, którego obserwował już od ponad kwadransu. Ptak zdawał się nie zwracać na nic uwagi, kierując swoje małe, żółte oczy na skubiącą jego nogę złotą rybkę. Wokół słychać było dźwięk szumiącej wody, która przepływała przez podmokłe tereny olbrzymiej, porośniętej ryżem polanki. Południowe słońce silnie odbijało się w licznych kolistych obszarach niewielkich oczek wodnych, nie porośniętych roślinnością, sprawiając, że refleksy światła, które padały na wychudłą twarz elfa, tylko utrudniały celowanie. Strzała błyskawicznie wysuneła się z kołczanu i znalazła przy jego twarzy, gotowa do wypuszczenia. - Ostatnia - pomyślał ponownie. Szybko przycelował i zwolnił cięciwę. Strzała utkwiła w szyi ptaka, który kompletnie zaskoczony runął w wodę, rozchlapując ją i zabarwiając całą podmokłą okolicę rubinowym kolorem krwi. Reikard podrapał się za uchem, odganiając natrętnego komara, który zebrał obiadowy zapas dla następnych trzech pokoleń swojej rodziny. Zarzucił swój misternie zdobiony łuk na ramię i wyciągając nóż myśliwski zza pasa udał się w stronę zdobyczy. -Pierwszy obiad od trzech dni - westchnął, rozciął szyję, aby odzyskać strzałę. Skrzywił się czując jak woda powoli napęłnia mu dziurawego buta - ile to już będzie, trzy mieśiące odkąd opuściłem Naggarond, ciekawe co... Dolinę wypełnił dźwięk bijącego dzwonu, bardzo znajomy dźwięk, który nie spłoszył żadnego ptaka, nie wystraszył żadnej zwierzyny, a jednak uparcie dźwięczał w uszach elfa. Reikard wytarł mokrą dłoń o spodnie, przyłożył dwa palce do ust i głośno zagwizdał. Tym razem z odległych krzaków poderwało się stado wystraszonych kaczek, kormoranów i dziwnych żóltych ptaszków, których nazwy za nic nie mógł sobie przypomnieć. Z za sąsiedniego krzaka dobiegło go znajome rżenie, po czym jego oczom ukazał się pędzący w jego stronę spory koń o czarnej maści z charakterystyczną białą gwiazdką na czole. -No nic Vigel - powiedział głaszcząc przyjaciela - czas do domu. Gdy tylko wsiadł na konia obok niego pojawiło się znajome zielonkawe światło druidzkiego portalu. Reikard spiął wierzchowca i wjechał w owal - Ciekawe, gdzie podział się mój odruch wymiotny - pomyślał, gdy jego oczom ukazały się znajome ściany klasztoru Naggarond.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez acles dnia Pon 23:34, 12 Maj 2008, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Bor
Stonka 2



Dołączył: 15 Lip 2007
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieruń

PostWysłany: Śro 22:37, 14 Maj 2008    Temat postu:
 
Ciemnosc wypelnila niewielkie, wilgotne pomieszczenie jednej z piwnic. Ostry zapach stechlizny mieszal sie teraz z zapachem wypalonej swiecy, natomiast zwykle panujaca tu cisza poddala sie odglosom tluczonego szkla. Krasnolud po omacku szukal wyjscia zrzucajac przy tym kilka cennych flaszek wybornego trunku. - Kolejny dzien i znowu to samo! - jeknal niestroniac od bluzgow. Wdrapal sie z niezwykla ostroznoscia po stromych schodach i uchylil powoli mosiezne drzwi, chwycil za uchwyt oliwnej lampy stojacej tuz obok wejscia, po czym znow udal sie do piwnicznych pokoi. - Na bogow! Ilez dobroci rozlanych po posadzce! - Boromor ogarnal wzrokiem nieporzadek w swych włościach stwierdzajac przy tym powazne braki w zapasach wina i gorzalki. - Ktoz nie wazy tak dobrych trunkow jak starzy, poczciwi zakonnicy! - stwierdzil z usmiechem na twarzy, po czym osiodlal lame, napelnil mieszek zlotem i czym predzej wyruszyl w strone Naggarond.

Podroz zeszla zadziwiajaco szybko. Kransolud uslyszawszy halasliwy odglos tutejszego dzwonu przyspieszyl nieco. Zaczal powatpiewac w slusznosc swej wyprawy, jako iz zwatpil tracac wiare, odchodzac niemal ze bez slowa. Dzwon przestal bic nim kransolud stanal u bram swiatyni, i oto wspomnial mu sie dzien, gdy pierwszy raz stanal tak przed drzwiami, rowniez jako niewierny i czekal z pokora. Zakolatal wiec jak niegdys do drzwi czekajac odzewu.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bor dnia Śro 22:39, 14 Maj 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Masterczułki
Moderator



Dołączył: 16 Mar 2007
Posty: 340
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: znienacka...
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:31, 15 Maj 2008    Temat postu:
 
Nagle zza rogu wylonila sie postac okryta kocem w rozowe miecze, i idac w strone drzwi swiatyni dosyc chwiejnym krokiem mamrotala cos pod nosem, lecz widzac krasnoluda sterczacego pod poteznymi, masywnymi drzwiami, patrzacego w jego strone z usmiechem od ucha do ucha, zawolal: -Borrufffkaa? Ty stłary odyncuu! So cie sprofadza w te ponure stronyy? -mowiac to nabral powietrza w pluca i wykzyknal z calych sil -MAMY GOSCIAAA!! FERNO! POLEWAAAJ!! -mowiac to podniosl rece chcac usciskac przyjaciela, jednak ciezac naramiennikow i rekawic byl zbyt duzy jak dla tego pijanego czlowieka, przez co upadl na ziemie, poczym zasnal, a spod jego brzucha poczal wylewac sie szkarlatny plyn, nie byla to krew, ale dla tego zakonnika, strata butelki wina, byla czyms gorszym, od straty wlasnej krwi... -No nie... Znowu pobrudzilem kocyk...- podniosl na chwile glowe po czym powrocil do trzezwienia...



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Masterczułki dnia Czw 21:45, 15 Maj 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Bor
Stonka 2



Dołączył: 15 Lip 2007
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieruń

PostWysłany: Czw 22:10, 15 Maj 2008    Temat postu:
 
Twarz Boromora zdawala sie byc niewzruszona calym tym zamieszaniem, wrecz jakby nieobecna. Kransolud ciagle o czyms roznyslal a jego oczy nie byly tak zywe i pelne zapalu jak kiedys. Schylil sie ku spiacemu juz przyjacielowi, zabral nadtluczona lekko flaszke po czym wypil reszte jej zawartosci kaleczac sobie przy tym usta. Brrrr - otrzasnal sie po podrozy niezwazajac na krew - Od razu lepij. Schylil sie ponownie ku zakonnikowi, poprawil jego koc okrywajac go starannie, po czym wyciagnal reke ku drzwiom by zakolatac poraz kolejny. W tem drzwi swiatyni uchylily sie powoli , a oczom kransoluda ukazala sie zakapturzona postac, najprawdopodobniej jednego z zakonnikow. Postac rozejzala sie z uwaga spogladajac to na struzke krwi plynaca z warg Boromora, to na pijaka spiacego w szkarlacie. - Niezwyklem sie witac z nieznajomymi, wiec ujawnij swe oblicze panie! - rzekl Krasnolud do tajemniczej, zakapturzonej postaci wciaz stojac z uniesiona reka.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bor dnia Czw 22:27, 15 Maj 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 8:43, 17 Maj 2008    Temat postu:
 
Tajemnicza postac odrzucila kaptur do tylu, ujawniajac swe prawdziwe oblicze. Postac jakby z mroku stworzona stala w drzwiach w kruczoczarnej szacie. Jej rekawy lopotaly na wietrze jakby pod szata nie krylo sie nic procz zla i rzadzy zniszczenia. Puste oczodoly zaswiecily nagle ogniem, kosciej poczal sie smiac ujawniajac swoj jezyk jadu. Uniosl swe pokraczne rece by rzucic czar...

An Lor

Krasnolud upadl na ziemie, czul na sobie jego zwrok, jego obecnosc, czul powoli zblizajaca sie smierc. Zamroczony niczym przez mgle czolgal sie za siebie w przerazeniu. Wtem uslyszal przerazliwy jek. Gdzies z tylu, zza drzwi swiatyni, z jej wnetrza Arcykaplan poslugujac sie ów znalezioną wczesniej ksiega...
Lecz niezniszczyl demona... jedynie go przepedzil. Boromor stracil przytomnosc, zasnal, lecz co najdziwniejsze Draycona obok niego juz niebylo...

Powrót do góry
Goeff
Stonka 2



Dołączył: 16 Paź 2007
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kwidzyn

PostWysłany: Sob 11:36, 17 Maj 2008    Temat postu:
 
W ten sam czas, gdy upior zostal przepedzony przez arcykaplana, z drewnianej, debowej belki podtrzymujacej cala kondygnacje swiatyni zleciala mgła kurzu, ktora okryla zakonnikow stojacych w powmieszczeniu. Niby nikogo procz Modara i Boromora w nim nie bylo, ale w jednej chwili cala grupa stala kolo siebie jak gdyby czula nadchodzace niebezpieczenstwo badz obowiazek stania w tym miejscu w ktorym stoja. Nawet Draycon utrzymujac lekko trzezwy umysl wczolgal sie do pomieszczenia bełkotajac- gdzieee ta staraaa kurwaaa, ktora mnie oszukala?! Boooorufffffka, mysmy juz pili czy jeszcze nie? poczym zaczkal i jebnąl na posadzke zapluwajac z lekka kilka kafelkow.
Hauru otrzepotal sie z kurzu, czujac zbyt duzy dyskomfort na ramionach, otrzepujac sie z owego pyłu spojrzal na arcykaplana, upewniajac sie iz ten zauwazyl go dopiero teraz..
Co to bylo zapytala Vailerie stojac z w pol pelnym kegiem piwa pod ramieniem, patrzac na Reikarda i nieprzytomnego Boromora.
Arcykaplan spogladajac na niewielka liczbe przybytych zakonnikow rzekl: Bedziemmy musieli o tym porozmawiac, gdzie jest jest reszta zakonnikow? - echo roznioslo sie po calej swiatyni, otrzasajac kilka nietoperzy ze snu. Nie minela chwila jak w swiatyni rozlegl sie pisk nietoperza, arcykaplan i zakonnicy spojrzeli w gore gdzie ujrzeli wielkie, błoniaste skrzydla nietoperza, ktory szybkim pikowaniem sfrunal nad zakonnikow i utrzymywal sie chwile tworzac dosc mocny podmuch wiatru, ktory usunal caly kurz z zakonnikow. Reikard widzac dosc duze ptaszystko chwycil łuk i juz dobieral strzale z kolczany, lecz omackiem nie wyczul zadnej i przypomnial sobie o zurawiu, ktory lezy wraz z wbita strzala przy jego wierzchowcu..
Spokojnie, rzekl Modar unoszac reke w strone Reikarda, pokazujac mu by zachwowal spokoj. Wielkiego nietoperza zaczela opetywac krwista aura, ktora z chwili na chwile robila sie co raz to gestsza, zamazujac nietoperza, w chwili gdy ten calkowicie znikl za oslona ta prysla, zrzucajac postac w siwej zakapturzonej todze na posadzke po czym wszyscy juz wiedzieli, ze to Goeff i jego parszywe wcielenie wampira.
Goeff upadajac zwinnie na posadzke podniosl sie z przykleknietego kolana na ktorym wyladowal rzekl, reszta zakonnikow niebawem przybedzie..



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
M_M
Gość






PostWysłany: Sob 15:16, 17 Maj 2008    Temat postu:
 
Zebrane istoty przejęte zjawą czy może przybyciem wampira nie zauważyły płatków śniegu spadających co chwile z nieba jak skrytobójcy szykujący się do dywersji. Śniegu było coraz więcej, zaczął spadać gęściej, intensywniej. Zakonnicy kolejno zaczęli zauważać to piękne zjawisko pogodowe. Ci, którzy potrafili dodać dwa do dwóch dołączyli do faktu padającego śniegu fakt, że to jest środek lata. Ci drudzy, z Vailerie na czele patrzyli się na padający śnieg z przekrzywionymi głowami i zaciekawieniem na twarzy jak małe dziecko, któremu pokazuje się watahę śnieżnych wilków. Tymczasem płatki śniegu zachowywały się coraz dziwniej, nie spadały już po linii prostej, tańczyły, igrając z powietrzem, zaczęły kręcić się w kółko, podrywając się i opadając co chwile. A śniegu przybywało, było go więcej, zaczął poruszać się szybciej w swoim szalonym tańcu. Po chwili wszędzie było biało i nie było to spowodowane nagłym podnieceniem Draycona... Burza uniemożliwiała widok, zebrani zasłaniali sobie oczy próbując uchronić się przed rozszalałym śniegiem. A on tańczył nadal wokoło nich, zmagając ich ubrania, wpadając za zbroje. Lecz nagle wszystko ucichło. Płatki śniegu zawisły w powietrzu i spokojny ruchem zaczęły opadać. Wsiąkały w ziemię jeden za drugim. Po chwili po burzy nie było już śladu. A zakonnicy z Boromorem spoglądali na siebie otrzepując ubrania z pozostałości śnieżynek. I było już ich ośmioro...

Powrót do góry
Modar
Mistrz Zakonu



Dołączył: 13 Mar 2007
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Nie 23:25, 28 Wrz 2008    Temat postu:
 
Wrota światyni uchyliły sie lekko ,a wszyscy zebrani ozywili sie widzac nadciagajacego w ich strone arcykaplana. Po rysach jego twarzy od razu mozna bylo poznac , iz nie bedzie to dobra nowina. Modar zmarszczyl czoło spogladajac po zebranych.
- drodzy bracia - rozpoczął - udało mi sie zlokalizowac kolejny ze składników wskazanych przez naszego mistrza - tu przerwal , tak by podkreslic powage sytuacji, po czym nabral ze swistem powietrza do pluc mowiac - Musimy czym predzej udac sie w strone lasow yew , bowiem gdzies w ich gestwinach znajduje sie leze prastarego smoka Glaurunga. Nie myslcie jedna moi drodzy, iz to jeno zwykla poczwara jaka mielismy okazje zaszlachtowac podczas naszych podrozy. Owe smoczysko madrzejsze jest od samego medrca z vesper , a sila jego rowna Ojcowi mrocznemu. Skrzydel nie posiada , lecz po ziemi pełza , szczeki jego wielkie niczym wrota swiatyni. Powiadaja , ze i kwasem pluje. celem naszym jest slepie potwora potrzebne by smoczy wywar sporzadzic. Wiem bracia i siostry , ze mrozna zima nastala i spedzic w Naggarond czas chcecie , jednak wyboru nie mamy, zadanie Boga naszego wypelnione byc musi - Widzac zamurowanie zakonnikow dodal - macie dzien na przygotowanie ruszamy o swicie...

P.S
niestety nie mialem czasu na nic lepszego wiec ani to piekne , ani oryginalne ale trudno , moze zrobimy z tego jakas ciekawa przygode;]



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Modar dnia Nie 23:28, 28 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zakon Andramelacha Strona Główna -> Opowiesci Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
 
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy