Autor |
Wiadomość |
|
Sumcio
Gość
|
Wysłany: Nie 15:38, 03 Cze 2007 Temat postu: Xentron |
|
|
Strumienie światła wdzierały sie przez małe okienko do mrocznej komnaty. W słupach promieni można było dostrzec czastki pyłu kłębiące sie i wirujace w różnych kierunkach. W izbie panował bałagan. Wszędzie warlały sie zwoje i pootwierane ksiegi. Na regałach pod scianami znajdowły sie różnego kształtu i wielkosci fiolki, słoiki i butelki z roznokolorowymi płynami. Powietrze było zatęchłe, parne i bardzo przesiakniete suszacymi sie ziołami. Na końcu izby palił sie kaganek i mozna było dostrzec postac pochyloną nad ołtarzykiem. Był to młodzieniec 30 letni, ubrany w znoszoną, gdzieniegdzie dziurawą, przybrudzoną togę. Przenikliwą ciszę co chwila rozpraszały tylko świszczące szepty pustelnika. Zajęty nad studiowaniem zwojów, ktore otrzymał od przygodnie spotkanego wędrowca, nie zwracał uwagi na buszujące kroliki w klatce, ktore dopominały sie śniadania. Pismo na zwojach było nie do odczytania. Ten czterowersowy zapisek nie był ani pismem Elfów, ani Krasnoludów z Mentort czy Lumeri, również nie było pismem ludzkim. Xentron przejżał jeszcze dwie ksiegi w ktorych szukał wskazówki na odczytanie, lecz bezskutecznie.
- "No trzeba będzie ruszyć w drogę" rzekł połgłosem zwracajac sie do dwóch białych królików niecierpliwie skrobiacych klatke. Przygotowania do wyprawy nie trwały długo, zabrał kostur, trzos z ziołam oraz płaszcz. Po 3 godzinach spaceru po lesie stanął pod domem swego przyjaciela Amelo. Trzy razy stuknął kołatką i już za chwile dwaj przyjaciele sciskali sie serdecznie. Amelo był starcem około 80 letnim. Nauczył Xentrona wielu tajemnych sztuk, a sam był skarbnicą wiedzy z ktorej korzystalo wielu magów Sosarii. Amielo obejrzał zwoj. Włożył binokle i poczał palcem przesuwac po ksiegach na regale. Xentron wszedł do srodka Pustelni i rozsiadł sie przy stole.
-"Jak zdrowie??"-rzucił ciepło do Mędrca.
- "A... coraz słabiej widze i słuch juz nie ten co..."- lecz przerwał bo natrafiwszy na duża księge stęknął przy jej zdejmowaniu z półki. Rozłozyli ksiege na stole i pochylili sie nad nia. Zapadła cisza. Amelo zaczął przerzucac strony i notować słowa. Po 10 minutach zadowolony z siebie usiadł w fotelu pod oknem i zdjał binokle.
-"To dziwny zapisek. Pochodzi prawdopodomnie z Quele." -rzucił rozradowany Skryba.
-"Ten zapisek może miec około 150 lat. Napisany został przezlud poprzedniej ery"-ciagnał dalej. "Odnosi sie do jednego z bogów: Andramelecha, którego kult był czczony wtamtych czasach."-mówił coraz bardzoej zniżajac głos. Amelo zamknał oczy i wygodnie zapadł sie w fotelu.
- "Jesli ten zwoj trafił do ciebie, to trafił nieprzypadkiem."- połgłosem wyrzekł Amelo. Xentron wybałuszył oczy ze zdziwienia.
- "Ale co mi do tego Andramelacha"-wybąkał Xentron. Amelo ocknawszy sie jakby ze snu wstał szybko i ujawszy Xentrona za ramiona rzekł:
- "Jako mój uczeń znasz odpowiedź. Ten zapisek jest tylko dla ciebie. Ja go tylko przetlumaczyłem. Przeczytaj i zrób jak ci rozkazuje serce. Przecież obydwaj wierzymy w ..."-lecz niedokończył gdyż przerwał półgłosem Xentron
-"..Przeznaczenie..".
Uściskali sie serdecznie na pożegnanie i Xentron ruszył w drogę powrotną do domu. Szedł przez las zamyslony prawie nie patrzac na ścieżke. W głowie gotowało sie na zmiane: Andramelach i przeznaczenie. Dotarwszy do domu rozwinął zapisek połozył na stole i poczał karmic kroliki. Wkońcu zapalił drugą świece, postawił na stole i poczał czytać:
"Ten, Ktory wyłania się z zaświatów,
którego czcza jego wybrani,
tam gdzie mrok krwi i piaszczysty wiatr,
Wzywa niegodnych by oddali mu hołd"
Usiadł Xentronw fotelu z zwitkiem tłumaczenia Amelo. Myślał cały wieczór i noc, a gdy promienie swiatła zaczęły ponownie wdzierac sie do izby poderwał sie jak gdyby zraniony jakims ostrzem. Chaotycznie zaczął upychać zioła do trzosu ciagle powtarzajac:
- "mrok krwi to umbra miasto wampirów, a piaszczysty wiatr to pustynia.".
Zabrał jeszcze kilka owoców, bochen elfiego chleba i pospiesznym krokiem ruszył w strone drzwi. Nagle sie zatrzymał, odwróciszwszy sie do stołu chciał siegnac zwoj z tajemnym pismem jednak go nie było. Szukał pod stołem, na połkach, regałach lecz nigdzie go nie znalazł. "kolejna tajemnica"-mruknął i skierował sie ku wyjsciu. Wędrował do Bramy Przejscia do południa. Będac juz w Umbra skierował sie na zachód i wychodzac z miasta w kierunku pustyni dostrzegł jeźdzca ubranego czarna sukmane i płaszcz. Jeździec dojrzawszy Maga zaciął konia i ruszył galopem w jego strone. Xentron zdający sobie sprawe z niebezpieczeńst jakie czychaja w tej krainie złozył rękę do trzosa, aby przygotowac skladniki do zaklecia. Czarny rumak pędził rzężac głośno prost wędrowca. Gdy odlaglośc sie zmiejszyła Xentron dostrzegł że koń z wysiłku toczy piane z pyska, a jeździec kryje swa twarz w czepsu okrywajacym go szczelnie.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
 |
|
acles
Stonka 2
Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zwoleń/kielce
|
Wysłany: Nie 16:51, 03 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Reikard spokojnie przyglądał się całemu wydażeniu z bezpiecznej odległości. Nie pierwszy raz już wykonywał zadanie zlecone mu przez Modara i nie pierwszy raz nie do końca rozumiał o co chodziło. Zrobił jak mu nakazano, zjawił się pod bramami Umbry. I tarfił w sam środek tego czego najbardziej nieznosił, czyli walki. Skrzywił się lekko i popędził Dziuba w stronę całego wydarzenia. Błyskawicznie napięty łuk, nieomylnie wypuszczona strzała i ...pudło. Pocisk śmignął o centymetry przed głową jeźdźca i ku przerażeniu Reikarda utkwił w głowie jego wierzchowca. Rumak przewrócił się na łeb wyrzucając wojaka w powietrze niczym katapulta, zanim jeżdżiec zdążył się jednak poderwać, ciężki koński zad przywalił go do ziemi. "To ten wędrowiec ma dotrzeć żywy do Naggarond" - pomyślał elf i podjechał bliżej w momencie gdy niepewny swego losu podróżny zaciskał dłoń w torbie, którą nosił przewieszoną przez ramie.
-Echk was kass Andramelach - powiedział stonowanym głosem, a gdy zauważył, że mężczyzna rozluźnia rękę w torbie, dodał - podążaj za mną.
Zawrócił delikatnie widmowego ostarda i ruszył powoli w stronę pustyni.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sumcio
Gość
|
Wysłany: Nie 22:39, 03 Cze 2007 Temat postu: Xentron cd.. |
|
|
Tumany kurzu leniwie opadały na ziemię w promieniach zachodzącego czerwonego jak dojrzała morela słońca. Xentron z ciekawoscią patrzył na leżące bez ruchu ciało jeźdzca w połowie przygniecionego scierwem konia, którego chrapy były jeszcze pełne piany. Reikard zwrociwszy sie plecami do Maga począł powoli jechać. Wędrowiec zrobił kilka kroków jednak zawrócił i schyliwszy sie zerwał czepiec z głowy napastnika. Nie mogł stwierdzić czy to upadek i przygniecenie zniekształciło lico czy była to twarz jakiejś nieznanej mu dotad rasy. Myśli przebiegały mu szybko: kto to był, czemu go atakował, kim jest ten Lukmistrz na ostardzie i dokad chce go zaprowadzic. Spojrzał na wybawiciela i zauważył, że ten przystanął i zwrociwszy ostarda kiwną ręką.Już miał powstać z przykucniecia Xentron gdy dostrzegł, że spod sukmany leżacego wysunał sie jakiś dziwny przedmiot. Wygladał jak Ankh tylko nie był złoty jak widywał u Amelo lecz brunatno-bordowy. Szybkim ruchem zerwał rzemień i schował przedmiot do sakwy. Ruszył szybkim krokiem za przewodnikiem gdyż ten juz oddalił sie o kilkadziesiat metrów. Zdawał sobie sprawe, że przebywając w tej okolicy naraża sie na być może następny atak. Gdy już zrównał sie z łucznikiem, z lekka zadyszką w głosie zagadnął:
-"Dziekuje za ocalenie. Miałem już wypowiadać zaklecie, gdy sie pojawiłeś. Wiesz może kim był ten..."- lecz niedokończył gdyż zbrakło mu określenia a właściwie pewności czy to człowiek. Reikard nic nie odpowiedział tylko z lekkim uśmiechem rzucił jedno spojrzenie w kierunku Maga.
-"Nazywam sie Xentron. Jestem magiem szkoły Amelo. Nie zapuszczam sie w te okolice bez potrzeby, lecz.." nie dokończył gdyż nie był pewien czy może zaufać nowopoznanemu i czy warto mowic o zwojach, tłumaczeniach i wierze w przeznaczenie. Zreszta towarzysz nic nie mowił wiec może nie życzy sobie zbędnej paplaniny. Mijali właśnie skraj pustyni, gdzie piaszczyste zbocza łączą sie z zieloną soczystą trawą ostępów. Słonce już znikło za horyzontem pozostawiajac krwistą łunę na nieboskłonie. Xentron wsunał rekę do trzosu drugą zrobił dwa szybkie ruchy ręka, wyszeptał dwa krotkie słowa i ciemnosci sie rozproszyły. Łukmistrz spojrzał na Maga i uśmiechnął sie lekko. Jednak ten nie zdązył odwazemnic uprzejmosci, gdy poczuł silny ból w lewym boku. Ten dziwny Ankh, który zabrał najeźdźcy wyrażnie palił jego skóre pomimo iż był w trzosie. Gdy próbował go wyjać zachwiał sie i upadł. W jego umyśle przebiegły obrazy jakiegoś dziwnego miejsca wszechobecnych płomieni i znaków podobnych do tych ze zwoju, lecz nie pisanych inkautem, lecz płonacych żywym ogniem.Wydawało mu się ze słyszy jakieś głosy, jednak nie potrafił zrozumieć tej mowy. Gdy sie ocknął zobaczył pochyloną nad nim postac i twarz łucznika.
-"Co sie stało?"- wydusił z wyraźnym trudem Xentron
-"Jesteś chyba chory, upadłeś i..."-lecz nie dokończył tylko podchwyciwszy pod pache Maga pomagał mu powstać.
-"Jeszcze trzy kwadranse i bedziemy na miejscu"- rzekł radośnie
-"Na miejscu?? To znaczy gdzie??"-zapytał szybko Xentron. Jednak nie usłyszał odpowiedzi, gdyż łucznik ruszył juz naprzod. Pomacał po trzosie Ankhu nie było.
-"Kolejna tajemnica"-zamruczał i podążył za Łucznikiem. Szli bez słowa wśród coraz wiekszych chojaków, lilaków i wyrośnietych burzanów. Widoki pustynnych wydm pozostały już daleko za nimi. Szli teraz wolniej, co zmęczonego i obolałego Maga bardzo cieszyło. Poczuł on teraz jak jest głodny. Cały dzień nic nie jadł, a maszerował prawie od rana. Zatrzymał sie na chwile i wyjawszy bochen chleba rozdzielił na dwie częsci i jedną podał Łuczikowi. Ten ukruszył kawałek podał ostardowi pod pysk, a resztę dużym kęsami począł spożywać. Gdy sie posilili, Xentron spostrzegł ze ów Łucznik ma dziwny znak na prawej stronie swego płaszcza, lecz nie śmiał zapytać małomównego kompana. Gdy już pół okrągłej gwiazdy wyłoniło sie zza horyzontu i długie ich cienie cienkimi strugami płaszczyły sie po zielonej pierzynie traw Łucznik na chwile przystanął. Xentron podniusł zmęczoną głowę ku górze i spostrzegł ogromny klasztor. Z zdobionymi facjatami i rzeżbionymi krużgankami na różnych wysokościach. Spostrzegł ze nad bramą klasztoru widnieje napis w nieznanym mu jezyku, pisany znakami z zwoju. Wtem dosłyszał radosny głos Reikarda:
-"Naggarond"
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
Futix
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2007
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bytom Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 10:03, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Cisze tej pieknej nocy przerwal zblizajacy sie z niesamowita szybkoscia jezdziec. Xentron przeczuwajac powtorny atak przygotowal sie do walki, jednak lukmistrz z cieplym usmiechem spogladal na pedzacego nieznajomego, to troche uspokoilo wystraszonego maga. Toglo dojechal do bramy klasztoru. Zsiadl z niedzwiedzia polarnego i zdejmujac czepiec rzekl - Bwael Bracie Reikardzie ! Mam nadzieje ze i dzis jestem na czas- po czym spojzal podejzliwym wzrokiem na nieznajomego, ale uznajac ze to towarzysz Reikarda nie zadawal zadnych pytan. - No Panowie chyba juz pora - rzekl, po czym podszedl do wielkiej bramy i zastukal wen stalowa kolatka 3 razy. - Taak...Teraz pozostaje nam czekac - usmiechajac sie usiadl na pniaku obok bramy i wyciagnal z malego zawiniatka elficki chleb - Czy jestescie moze glodni przyjaciele? - Xentron i Reikard odpowiedzieli przeczaco gdyz niedawno jedli. Toglo wzruszywszy ramionami lapczywie wsuwal kes za kesem a okruszki u jego stup mnozyly sie jak szalone. Gdy juz wsunal caly bochenek ze skorzanej torby wyjal wielki kawal miesa i cisnal nim w niedzwiedzi pysk z calych sil. Niedzwiedz otwarl paszcze i dalo sie slyszec tylko -Mlask !- po czym niedzwiedz oblizal morde. Xentron zobaczywszy to oslupial. Toglo zauwazywszy to usmiechnal sie cynicznie i rzekl - He he... Pewnie pomyslales sobie nieznajomy "to rownie dobrze moglbym byc ja!", nie obawiaj sie, zwierze jest w zupelnosci osfojone i je tylko to co ja mu podam- Toglo smiejac sie w duchu spojzal na Reikarda a nastepnie na Xentrona, ktory to odetchnal z ulga po uslyszanych slowach, jednak dla bezpieczenstwa zwiekszyl dystans do polarnego mordercy. Toglo spodziewajac sie, ze poczekaja troche az ktos ich wpusci rozlozyl sie na miekkiej trawie obok pniaczka i w momencie ku zdziwieniu Reikarda i Xentrona poczal chrapac.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Modar
Mistrz Zakonu
Dołączył: 13 Mar 2007
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice
|
Wysłany: Pon 12:39, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Modar popiesznym krokiem szedl w kierunku świątyni, tak jak zawsze o zmierzchu. W lewej dloni dzierzyl sporych rozmiarow puchar wykonany z bardzo rzadkiego czerwonego szkla. Prawa dlon swobodnie kolysala sie wraz z kazdym krokiem arykaplana. Mijajac stara zakonna karczme mial juz tylko pare krokow do swojego celu. Jak codzien wyciagnal stary pokryty rdza miedziany klucz i wlozyl go klotke bedaca w nie lepszym stanie. Gdy juz mial wejsc do srodka uslyszal, dobiegajaca z oddali rozmowe. Wyszedl na przeciw aby dojrzec kto bierze w niej udzial. zobaczyl trzy postacie z tego wyraznie rozpoznawal togla i reikarda, nie mial jednak pojecia kim jest trzeci mezczyzna. Bez wachania ruszyl w strone przybylych zakonnikow i ich nowego towarzysza jak mniemal. Podchodzac bacznie mu sie przygladal i nie musial zadawac pytania bowiem wiedzial, ze zaraz nastapi odpowiedz kim jest ow niewierny...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Modar dnia Nie 8:33, 10 Cze 2007, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
wedrowiec
Stonka 2
Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wydminy
|
Wysłany: Nie 5:34, 10 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Pomiedzy Modarem a trojka jezdzcow otworzyl sie portal z ktorego po chwili wylonila sie postac maga w ciemnej todze i fioletowym plaszczu siedzaca na wielkim wilku.
Postac krzyknela "za mna" po czym ukazaly sie jeszcze dwa owe wilki podazajace za postacia maga.
Rozejzal sie widzac Togla, Reikarda oraz nieznajomego mu maga.
Po drugiej stronie w jego kierunku zmierzal Modar.
Wilczy jezdziec krzyknol "Bwael bracia" poczym podazyl w kierunku pobliskiej stajni ogladajac sie za wilczymi towarzyszami.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez wedrowiec dnia Pon 1:14, 11 Cze 2007, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sumcio
Gość
|
Wysłany: Nie 18:20, 10 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Pierwsze promienie świtu padały na szaro-kamienne bloki murów twierdzy Naggarond. W półmroku wewnętrznego monastyru, gdzie padał długi rozległy cień cytadeli,zamkniete dzwonki stróżeczników powoli podnosiły się ku górze. Na kamiennym okragłym bulwarku, otoczonym dookoła koniczyną z gdzieniegdzie wyrosnietym kwiatostanem stały cztery postacie tworzac obrys kwadratu. Cichą rozmowę zebranych przerywał tylko szczebiot pardw, które w pobliskiej drewnianej altanie zrobiły sobie gniazdo. Po niepełnej klepsydrze piasku zebrani rozeszłi sie. Reikard i Toglo dyskutujac widać na rubaszne tematy oddalali sie w strone karczmy , natomiast Modar prowadził Xentrona w strone zachodniego skrzydła twierdzy gdzie znajdowała sie biblioteka oraz kilka izb dla gosci zakonu. Gdy Xenron znalazł sie już w wskazanej mu przez arcykaplana izbie, szybko posilił sie, umył i z wielką ulgą ułożył sie na łózku pod oknem. Przykrył sie srebrzysto-fioletową kapą i patrząc w sufit chwile jeszcze bładził w myslach po wszystkich tych wydarzeniach jakie dziś przeżył. Gdy słońce już wysoko świeciło na błekitnym bezchmurnym niebie Mag ocknął sie i chwile bładził wzrokiem po nieznajomym pokoju, lecz po kilku chwilach uspokoił sie i usiadł na lóżku. W izbie stał duży drewniany stół z dębowymi krzesłami wokół, orzechowy regał i tuż obok takaz sama szafa na płaszcze i suknie. W rogu, tuż przy wejsciu na miedzianej podstawie stała misa oraz dzban z wodą służace do mycia. Xentron wstał z lozka i szybkim ruchem ręki poprawił kapę pod którą wybornie mu sie spało. Pewnym krokiem podszedł do drzwi i nasisnawszy cieżka kutą klamke zdobioną motywem roslinnym w kształcie lili wyszedł na długi korytarz. Na przeciwko była izba do ktorej drzwi były otwarte. Po chwili zastanowienia Mag postanowił zajrzec do środka. Komnata była dużo wieksza od izby w ktorej spał. Po przeciwnej stronie były duże trzy czteroskrzydłowe drewniane okna z ktorych jedno było na wpół otwarte. Pod scianami były regały, których połki aż uginały sie od ksiażek. Takiego zbioru nie widział nawet u Amolo. W srodku stały małe pulpity a przy nich dębowe wyściełane aksamitem krzesła. Na każdym z pulpitów stało pióro i buteleczka z inkaustem na niektorych leżały także zwoje pergaminu i stos ksiażek. Przy jednym z nich siedziała postać, przygarbiona ku zapiskom,zwrócona twarzą do okna. Nie mogła dostrzec wchodzacego Przybysza gdyż była tyłem do wejscia. Xentron chwile sie zastanowił jeszcze raz rzucił okiem na pusty korytarz i wszedł do środka.
-"Witaj"-rzekł lekko przytłumionym głosem tak, żeby nie wystraszyć zastygłego nad pismami, zatopionego w ciszy zakonnika. Ten obróciwszy sie rzekł:
-"Witaj, witaj. Widze że już wstałes." -na jego twarzy wymalował sie lekki uśmiech i poczał ciągnąc dalej:
-"Widze, że wypocząłeś za chwile zejdziemy do refektarza tam juz na pewno czeka na nas obiad. Na pewno jestes głodny posilisz sie troche.-Wesoło zagadnał Modar. Jednak zatroskana twarz Xentrona zmieszała go troche.
-"Dziekuję za twoją gościnę, za pomoc Reikardowi, za opiekę zakonu, lecz...."- nie dokończył gdyż przerwał mu szybko zakonnik odkładając pisma na pulpit.
-"Rozumiem że masz swoje sprawy, że cała ta historia jaka mi opowiedziałeś rano jest Ci nie zrozumiała. Dla mnie również. Kazałem Reikardowi wyczekiwać na wędrowca z wschodu i sprowadzić go do klasztoru. Kilka dni temu szukając pewnego manuskryptu przez przypadek trafiłem w bibliotece na pewnien zapisek. Nigdy go nie widziałem tu wcześniej chodz znam układ ksiag, regałów i działów na pamięć. Ów zapisek niestety zniknął tak samo dziwnie jak sie pojawił."-Spokojnym głosem tłumaczył Modar.
-"Równie tajemniczo jak moj zapisek"-zdawczo rzucił Xentron.
-"Właśnie" -potaknał Modar."Jednak twoje przybycie do zakonu nie jest przypadkowe. Dziś rano gdy mówiłeś o szkole Amolo, zdałem sobie sprawe, że jako mag oraz skryba nauczyłes sie kilku języków. Nie proszę Cię o pomoc, gdyż poradzimy sobie z przetłumaczeniem jednak..."-nie zdązył dokończy gdy zcisoznym głosem przerwał Xentron:
-"Ze mną poszło by szybciej."
Patrzyli przez chwile na siebie w milczeniu. Patrząc badawczo próbowali nawzajem wyczuć swoje mysli.
-"Jako niewiernego, nie możemy obdarzyć cię wiedzą a tymbardziej dać ksiąg zakonu do wglądu gdyż wiedza tam zawarta jest tylko dla zakonników, wyznawców Andramelecha. Jeszcze dziś wieczorem zbierze się kapituła zakonu w tej sprawie. Lecz zanim będziemy radzić nad tobą musisz mi odpowiedzieć na jedno pytanie"-Patrząc świdrująco przenikliwym zwrokiem utwionym w twarz Maga rzekł:
-"Czy wyrażasz chęć i gotowość słuzyć Zakonowi, strzec jego tajemnic, poddać sie jego prawom i obowiązkom?". Stali tak krótką chwilę ukwiwszyw wzrok w sobie nawzajem.
-"Tajemnicze zapiski, wyprawa, napaść,Reikard, Toglo i jego biały morderca, Klasztor, Zakon ,zakonnicy..."-przerwał na chwile by złapać oddech. "Zostałem wychowany i wyuczony przez szkołe Amolo. Wpajano mi wiarę w przeznaczenie.Jesli takie ma być, moja zgoda czy niezgoda nic tu nie zmieni. Niech będzie jak rzekłeś."- Wydusił Xentron.
-"Spokojnie"-rzekł z wesoła miną Arcykapłan."Chodzmy na obiad."- i uściskawszy ramię zakłopotanego Xentrona ruszyli w stronę drzwi
-"Na kapitule wieczorem wszystko sie wyjaśni"- dodał po chwili. Świdrujący dźwięk dzwonów aż gryzł w uszy. Zakonnicy na ten sygnał zbierali sie na wspolnym obiedzie. Był to czas nie tylko na pisilenie ciała, ale też wśród gwaru rozmów na posilenie ducha, gdyż humor zawsze dopisywał zakonnikom.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
wedrowiec
Stonka 2
Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wydminy
|
Wysłany: Pon 1:40, 11 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Parias odprowadzil wilki do stajni z pojemnika obok wziol troche miesa i owocow ukladajac starannie w korycie zwierzat pokleujac po karku jednego z nich rzekl "no to nagroda za dzisiejsze starania w walce i trudzie z jakim nosisz mnie na grzbiecie" usmiechajac sie do wilka "do zobaczenia Sha.." poczym wyszedl spokojnym krokiem ze stajni zmierzajac ku klasztorowi.
Powolnym ruchem wyciagnol klucz zawieszony na kole poczym otworzyl wrota i wszedl do srodka.
Idac korytarzem uscielonym dlugim dywanem, szeregiem swiecznikow i obrazow dostrzegl owego nieznajomego prowadzonego przez Modara do goscinnych komnat, mierzyl wzrokiem podejzliwie przybysza przez pewien czas.
Gdy czarodziej znikl za dzwiami komnaty Parias udal sie w kierunku swej komnaty odswierzyc sie po podrozy i przebrac przed obiadem...
Zchodzac na uczte rozgladal sie za Moadarem jednak nigdzie nie bylo go widac pewnie znowu wertuje swe ksiegi.
Mag podszedl do stolu i zasiadl na czwartym krzesle po prawej stronie stolu od strony tronu Modara rozgladajac sie za Toglem i Reikardem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|