|
Alteri vivas oportet, si vis tibi vivere |
|
Autor |
Wiadomość |
|
Dagohill
Gość
|
Wysłany: Sob 17:34, 27 Wrz 2008 Temat postu: Alteri vivas oportet, si vis tibi vivere |
|
|
Alteri vivas oportet, si vis tibi vivere (*)
To najwazniejsze slowa, jakie uslyszalem od starego medrca - mojego nauczyciela.
- A jesli nie z pozytkiem dla siebie, to juz na pewno dla innych. - mawial dalej. - Minelo juz wiele czasu, odkad ucze cie wszystkiego czego swojego czasu sam sie nauczylem od mojego Mistrza.W tym momencie zrobil dluzsza pauze, zeby wziasc pare glebszych oddechow. Swoim zwyczajem zaczal glaskac sie po swojej dlugiej, siwej brodzie. Spojrzal na wzgorza skapane delikatnymi promieniami zachodzacego slonca. W oddali dostrzec mozna bylo pare zapracowanych elfow, ktorzy w niezwyklej harmonni z natura wykonywali swoje codzienne prace.
- Dagohill - zaczal, a ja podejrzewalem juz najgorszego. - Masz juz 25 lat. I w swoim zyciu nie spotkalem nikogo, kto by tak szybko pojal sens zycia, jak ty. Jeszcze wiele przed toba, ale ta droge musisz przejsc juz sam.
- Mistrzu, ale... - przerwalem mu.
- Wiedziales dobrze, ze ten moment musi nadejsc. Jest mi ciezko tak jak i tobie. Ale pamietaj tylko o tym, ze walczysz dla DOBRA. Kieruj sie tym, a ZLO nigdy cie nie pokona.
Niestety ale mial racje. Wiedzialem, ze Mistrz poprowadzi mnie tylko na poczatku. Nauczy zyc w harmonni z innymi dobrymi istotami tak jak te elfy. Mistrz podniosl sie z ziemi i podparl swoja mistyczna laska. Wiatr lekko powial w strone doliny, unoszac za soba tumany kurzu. Rowniez wstalem. Pomimo zwyklej togi, jaka mialem na sobie, nie doskwieral mi wieczorny chlod. Mistrz spojrzal na mnie po raz ostatni i oddalil sie w kierunku gor. Stalem tak i patrzalem az zniknal wsrod zielonych drzew, ktore zdawaly sie go witac jak starego przyjaciela. "Co za niesamowity czlowiek!" pomyslalem. "Tyle niebezpieczenstw czeka w lesie a on sie niczego nie leka".Jeszcze dlugo stalem na tym wzgorzu zanim spostrzeglem ze noc okryla swymi ciemnosciami juz cala kraine. Juz dawno lesne ogniki zaczely swoja nocna zabawe wsrod drzew. Podnioslem z ziemi swoj stary plecak i ruszylem w kierunku oswietlonej wioski. Podczas drogi myslalem o moich obowiazkach, ktore na mnie jutro czekaja.
Mimo poznej pory i ciemnosci jakie spoily nasza doline we wiosce panowalo ogolne poruszenie. Zaciekawiony podszedlem do mlodego krasnoluda i zapytalem o powod tej wrzawy.
- Wlasnie przed chwila przyjechal do nas oslawiony mistrz kowalstwa! - uslyszalem odpowiedz. - Jego bron slynie z niezwyklej wytrzymalosci jak i rowniez pancerze ktore potrafi wytworzyc. - ciagnal dalej zafascynowany krasnolud.
- A o kim jest ten oslawiony kowal ? - zapytalem.
Krasnolud spojrzal na mnie zdziwiony ale po chwili odpowiedzial:
- Bucharej.
"Bucharej?" powtorzylem w myslach. Spojrzalem w kierunku ktory wskazal moj rozmowca. Udalem sie tam ale moja glowe zaprzataly ciagle mysli ze skads znam tego kowala. Nagle stanalem pod wielkim drzewem. Chwile zastanowielm i pobieglem do swojej chaty. Po drodze minalem tlum, ktory otoczyl duzym kolem owego kowala. Niestety nie potrafilem go dostrzec. Nie zwracajac uwagi wpadlem do chaty niczym strzala i podpieglem do starej skrzyni. Otwieram ja i oczom moim ukazala sie wspaniala i nadal lsnioca zbroja z bloodrocka. Nerwowym ruchem podnosze wyjatkowej jakosci rekawice pierscieniowe i doszukuje sie malego napisu. Nagle znajduje! Przy nadgarstku na obydwoch rekawicach widnieje tajemniczy i bardzo starannie wyryty podpis "Bucharej".
Dosc dlugo czekalem az tlum wokol kowala sie rozrzedzi. Kazdy kupowal jego wyroby i zamienil pare slow. Spragnieni wiedzy na temat tego co dzieje sie w wielkim swiecie mieszkancy zasypywali Buchareja pytaniami. Ten cierpliwie i ochoczo opowiadal ciekawostki i nowinki z Minoc i Britt. Przygladajac sie kowalowi spostrzeglem ze wiele sie nie zmienil odkad go ostatni raz widzialem. Owa zbroje, ktora w swojej skrzyni znalazlem, wykul z rudy ktora wydobylem. Pozniej dlugo utrzymywalem z nim kontakt, jako ze pracowalem w kopalni Minoc. Ale kiedy przeprowadzilem sie za rada mojego Mistrza do tej wioski, przestalem go widywac. Po chwili wokol niego nie bylo juz nikogo a on sam wygladal na zadowolonego ze swojego utargu.
- Witaj Bucharej - zaczalem, podczas gdy on cale zarobione zloto liczyl i wkladal do sakiewek. - Pamietasz jeszcze stargo przyjaciela?
- Wybacz, pamiec czasem mnie zawodzi a i ostatnio podrozuje duzo. - uslyszalem w odpowiedzi, lecz wcale sie nie zniechecilem. - Mozesz mi przypomniec twoje imie?
- Dagohill - odpowiedzialem i szybko dodalem - Poznalismy sie w Minoc. Jestem gornikiem.
Po tej odpowiedzi Bucharej klepnal mnie w ramie i zaczela sie dlugo rozmowa. Opowiedzial mi jak to po dlugich naukach w Minoc rozpoczal swoja podroz po swiecie. Sluchalem go z zaciekawieniem, z czasem tylko przerywajac zeby zadac jakies pytanie. Kiedy ksiezyc wznosil sie wysoko nad nami zaprosilem go do swojej chaty. Tam zaczal opowiesc o Zakonie Andramelacha.
- Zakon Andramelacha - powtorzylem zdziwiony. - A co to jest?
- W skrocie ci powiem z uwagi na pozna pore. Ja jestem Wyznawca Zakonu Andramelacha. Jest to jedna z niewielu Gildii jakie znam na swiecie.
- Gildia? Znam tylko Chaos. A oni niosa zlo i zniszczenie. - przerwalem. Po dluzszej chwili chcialem zadac pytanie - Czy twoja gildia tez...
- Oczywiscie ze nie! - przerwal mi w pol zdania jakby domyslal sie o co chce zapytac. - My w przeciwienstwie do Chaosu nie niszczymy ani nie zabijamy niewinnych. My walczymy z nimi i wszelkim zlem jakie wystepuje na swiecie.
Po tym zdaniu cos sobie uswiadomilem. Walka ze ZLEM w imie DOBRA. Przeciez to moj cel! To moja droga na ktora naprowadzil mnie Mistrz. Chcialem sie koniecznie dowiedziec jak najwiecej o tym Zakonie.
- Czy wasza Gildia jest silna?
- Co masz na mysli? - zapytal.
- Ilu ludzi macie?
To pytanie wydawalo sie zdenerwowac mojego starego przyjaciela.
- A czy ilosc swiadczy o sile? - zapytal lekko podirytowany. - My skupiamy wokol siebie nie tylko wojownikow czy poteznych magow. U nas znajdzie miejsce kazdy kto swoim istnieniem chce przyczynic sie dla poprawy innych. Sama walka ze zlem nie wytworzy nam nowych mieczy, szat czy kilofow a samo pokonanie wroga nie sprawi, ze osiagniemy sukces. Pokonac ZLO to tylko polowa. Druga czesc to stworzenia, ktore beda ze soba zyly w zgodzie i harmonni.
- Czyli skupiacie wokol siebie rowniez rzemieslnikow? - zapytalem lekko zmieszany chcac zatuszowac poprzednie glupie pytanie.
- Oczywiscie. Jak mowilem, wojownik i rzemieslnik sa u nas na rowni.
Sluchajac dalszych opowiesci w mojej chacie na temat Zakonu zaczalem sie zastanawiac, czy to wlasnie nie jest ta droga, ktora powinienem sam obrac? Moze sluzba temu Zakonowi sprawi, ze osiagne w zyciu to czego potrzebuje?
- Przyjacielu, czy mozesz mi powiedziec, jak sie moge do waszego Zakonu dostac?
- Po pierwsze musisz sie zorientowac czy jest rekrutacja do naszej Gildii. Nasz Mistrz pilnuje skrupulatnie, zeby dolaczyly do nas tylko osoby, ktore chca cos razem stworzyc. Poniewaz u nas wspolpraca to podstawa. Z tego powodu sama rekrutajca nie jest za latwa. - zamilkl na chwile. - Ale pierwsza rzecz jaka powinienes zrobic to zapytac sie kogos z Gildii kto w miescie czesto bywa, o to czy Mistrz otworzyl na nowo rekrutacje.
- A czy wiesz u kogo sie moge tego dowiedziec - zapytalem zaciekawiony.
- Hmm - zastanawial sie. - W Minoc czesto bywa Ryron. On rowniez nalezy do Zakonu. I mysle ze on bedzie miec najpewniejsze informacje co do rekrutacji.
- Dobrze. Opowiedz mi prosze jeszcze cos o Zakonie. - poprosilem.
Bucharej opowiadal jeszcze dlugo, az ksiezyc skryl sie za ciemnymi drzewami. Bylo juz tak pozno, ze nawet ogniki sie gdzies skryly i nie bylo sladu po nich. Kiedy Bucharej opowiedzial mi juz wszystko co chcialem wiedziec, zaczal swoje opowiesci o podrozach. Prawde mowiac niewiele z tego pamietam, bo od tej chwili moja glowe zaprzatala tylko jedna mysl - Dostac sie do Zakonu Andramelacha.
Brevibus momentis summa verti (**)
Po kilku dniach niezbyt meczacej podrozy dostrzeglem ze wzgorza pierwsze domy Minoc. Nie zbaczajac ze sciezki udalem sie w kierunku miasta. Las skutecznie chronil mnie przed palacym sloncem. Po drodze caly czas myslalme o tym ze moj dobry przyjaciel, ktory byl dla mnie prawie jak brat, nalezy do tego Zakonu. To by bylo nieslychane, wspolpracowac z ludzmi ktorych znam juz od dawna. Nagle nazobaczylem przy drodze jeszcze swieze zwloki Harpii. "Te bestie sa coraz blizej miasta" - pomyslalem. Lekko wystraszony przyspieszylem kroku. Po kilku chwilach zobaczylem niedaleko sciezki maly domek. Zainteresowany podszedlem i spostrzeglem roslego mezczyzne.
- Witaj - zaczalem.
- Witam - uniosl reke w gescie powitania. - U mnie najlepsze wyroby szlachetnego pana Ryrona. Taniej nie kupi pan nigdzie indziej.
- Kto jest wlascicielem? - zapytalem z niedowierzaniem.
- Ryron - powtorzyl kupiec.
- A czy mozesz mi panie powiedziec, gdzie go moge teraz znalezc? - zapytalem uradowany.
- Masz panie szczescie bo wlasnie przed chwila udal sie do banku w Minoc.
To byla wiadomosc na ktora czekalem! Szybko pozegnalem sie ze sprzedawca i ruszylem biegiem w strone miasta. Po chwili las ustapil miejsca zabudowaniom wsrod ktorych czuwali straznicy. Doskonale pamietajac droge udalem sie w kierunku banku. Otworzylem drzwi i zaczalem sie rozgladac. Obok bankiera zobaczylem starszego od siebie mezczyzne. Grzebal on nerwowo w swojej skrzyni.
- Przepraszam - zaczalem niepewnie. - Szukam Ryrona.
Mezczyzna obrocil sie powoli w moja strone. Tak, to byl na pewno Ryron! Odrazu dostrzeglem jego wspaniale szaty. Takich wyrobow nie sposob pomylic.
- To wlasnie ja - odrzekl. - W czym moge pomoc Dagohillu?
Bylem zaskoczony ze jeszcze pamietal moje imie, mimo ze tak dlugo sie nie widzielismy. W ogole spodziewalem sie tez pytania "A co slychac?" albo inne tego typu. Zamiast tego po prostu suche zdanie. Ale nie zrazilem sie tym i ciagnalem dalej.
- Moj znajomy Bucharej opowiedzial mi wiele dobrego o Zakonie Andramelacha. Powiedzial mi ze ty rowniez do niego nalezysz...
- Daj mi chwile - przerwal.
Dalej grzebal w swojej skrzyni. Po chwili wyciagnal lsniacy mozdzierz z royala. Juz wtedy znalem go z jego niezwyklych wyrobow z ktorych zreszta slynal w calym Minoc. Kiwnal glowa pokazujac zebym poszedl za nim. Wyszlismy z banku i podeszlismy do magazyniera ktory stal zaraz obok. Tutaj byl tez pewien krasnolud z ktorym Ryron zaczal rozmawiac. Domyslilem sie, ze chodzi o jakies zlecenie. Przysiadlem sobie pod bankiem na lawce i zaczalem obserwowac innych gornikow zapracowanych jak niegdys ja. Co jeden podchodzil ze swoim jucznym koniem do pieca i przetapial rude. Inni pracowali w pocie czola przy kowadle. Gdzies obok doslyszalem klocacych sie 2 krasnoludow. Pewnie poszlo jak zwykle o cene rudy.
- Co chcesz zatem wiedziec? - wystraszyl mnie nieco Ryron.
- Chce dolaczyc w wasze szeregi. Podobno wiesz, czy rekrutacja jest jeszcze otwarta?
- Z tego co mi wiadomo, to tak. Ale wiedz jedno, nie kazdy sie do nas nadaje. Myslisz ze ty tak?
- Oczywiscie ze tak! - odpowiedzialem pewnie, mimo ze mnie zaskoczyl tym pytaniem. - Chce kontynuowac to co nauczyl mnie moj Mistrz a ten Zakon mi to umozliwi.
- Dobrze - podrapal sie charakterystycznie po brodzie. - Jednak decyzja nie nalezy mimo wszystko do mnie. Moge dac Ci wskazowki jak to zrobic.
- Mow prosze! Chetnie poslucham.
- Powinienes u karczmarza w Minoc zostawic list do naszego Mistrza - zaczal. - Ale nie moze to byc zwyky list. Musisz tam napisac kim w ogole jestes. Chcemy tez wiedziec co potrafisz dokonac, oraz czy wojownik jest z ciebie jakis. Pamietaj zeby poprosic karczmarza o zapieczetowanie koperty jego pierscieniem. Dzieki temu list trafi bezposredni do Mistrza a ten w odpowiednim czasie zadecyduje.
- I to wszystko? Wystarczy napisac kim jestem? - zapytalem z niedowierzaniem.
- Oczywiscie samo to nie wystarczy zeby zostac przyjetym do Zakonu. Ostateczna decyzja nalezy do Mistrza.
Po tym wszystkim oddalil sie w strone bankiera. Widzialem ze przed drzwiami do banku czekal pewnie kolejny zainteresowany jego wyrobami. "Ech, on to ma glowe do interesow. Zawsze tlumy kupujacych" - pomyslalem.
Alea iacta est (***)
W wynajetym malym domku zapalilem swieczke i usiadlem przy stole. Wzialem do reki pioro i zaczalem pisac. Bylem tak zafascynowany ze nawet nie spostrzeglem kiedy caly pergamin zostal zapisany. Zaczalem wszystko jeszcze raz czytac. Po tym podszedlem do okna z ktorego dostrzegalem droge. Przed chwila przejechal tutaj tajemniczo ubrany jezdziec. Spojrzalem w niebo. "Jak zwykle piekna, gwiezdzista noc." - powiedzialem na glos. Nie czekajac dlugo wlozylem pergamin w koperte, nalozylem na siebie kubrak z czarnego niedzwiedzia i popedzilem do karczmy. W srodku panowal polmrok. Zapytalem sluzacej gdzie znajde karczmarza. Ta wskazala mi lekko wstawionego starszego ode mnie o conajmniej 10 lat krasnoluda. Podszedlem do niego i zamowilem kufel piwa.
- 10 sztuk zlota - powiedzial.
- Mam jeszcze do wyslania to - w tym momencie wyciagnalem zza kubraka koperte. - Jest to list do Mistrza Zakonu Andramelacha.
Karczmarz chwile popatrzal na mnie. Wzial bez slowa koperte i kiedychcialem mu powiedziec o pieczeci zobaczylem, ze wzial on swiece i nakapal rozgrzanym woskiem na koperte. Poczekal chwilke i przycisnal zastygajaca mase swoim pierscieniem. Po tym wszystkim usiadlem przy stole i zaczalem rozmawiac z kompletnie pijanym krasnoludem. Nie potrafilem sie skupic na rozmowie z nim, ale podejrzewam ze on pewnie tez nie. Zaczalem juz snuc plany na przyszlosc...
*********************************************************************
(*) Musisz żyć dla innych, jeśli chcesz żyć z pożytkiem dla siebie.
(**) W krótkiej chwili zmienia się wszystko.
(***) Kości zostały rzucone.
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
 |
|
Modar
Mistrz Zakonu
Dołączył: 13 Mar 2007
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice
|
Wysłany: Sob 19:11, 27 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Podanie ładne , czytajac je odczuwa sie scisła relacje zdarzen tego co przezyles w ultimie. Z jednej strony zaweza to ciut horyzonty dla wyobrazni ,ale z drugiej strony powoduje , ze historia jest nam blizsza co dodaje jej uroku. Podoba mi sie tez podzial na akty zapoczatkowane łaćińskimi paremiami. Podanie przechodzi , zglos sie do jednego z zakonnikow by przekazal ci dalsze informacje. Co do rekrutacji poki co oglaszam ją za ZAMKNIETĄ (wyjatek moga stanowic wybitne podania, ale ta kwestie poruszymy na najblizszym zebraniu).
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Modar dnia Sob 19:12, 27 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lon
Stonka 2
Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:52, 27 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Wielki + do postu Modara 
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|